Nie skupiam się na tym, co będzie,
ani na tym, co było, to dziś jest najważniejsze. Bose stopy na
trawie, przyjemny wilgotny dotyk źdźbeł na stopach, chmury
przesuwające się po niebie, słońce między liśćmi, gdy bujam
się na hamaku. Kubek dobrej kawy i brzęczenie telefonu, który
odebrał wiadomość, sięgam po niego i widzę tekst „miłego
dnia”, uśmiecham się, czuję wewnątrz ciepło i już wiem, że
to na pewno będzie dobry dzień...
Długo trwało nim
zrozumiałam, że własna, a co najważniejsze, ta właściwa droga
to coś, co daje szczęście, ta droga się zmienia, tak jak my się
zmieniamy. To, co kiedyś nie sprawiało nam frajdy, dziś może
przynosić najwięcej radochy. Życie to zmiany, umiejętność
dostosowania się do nich i czerpania z nich jak najwięcej dla nas
samych.
Gdy ma się lat dwadzieścia, wydaje się nam ze wszystko, co robimy, powinno być poukładane. Życie wciśnięte w schematy, o których nawet nie mamy pojęcia, ale ściśle nimi podążamy. Po maturze studia, które zapewnią stabilna dobrą pracę, co z tego, że żadną przyjemnością nie jest leczenie zębów innych ludzi, ale stomatologia to przyzwoity zawód dający dobre pieniądze więc słyszysz „idź na stomatologię”!!
Gdy ma się lat dwadzieścia, wydaje się nam ze wszystko, co robimy, powinno być poukładane. Życie wciśnięte w schematy, o których nawet nie mamy pojęcia, ale ściśle nimi podążamy. Po maturze studia, które zapewnią stabilna dobrą pracę, co z tego, że żadną przyjemnością nie jest leczenie zębów innych ludzi, ale stomatologia to przyzwoity zawód dający dobre pieniądze więc słyszysz „idź na stomatologię”!!
Podobno dziś ma się wybór i wszystko można, ale najpierw trzeba
zarobić, mieć stabilizację, zbudować związek na kolejne 50 lat i
wtedy to już rób, co chcesz. Tak żyli nasi rodzice, to nam
przekazali i tak my żyjemy.
Gdy bycie nastolatkiem to
ciężki okres pod względem buzujących w ciele hormonów, tak bycie
dwudziestolatkiem, to presja wciśnięcia się w społeczne czy
rodzinne schematy.
Wiek trzydziestu i czterdziestu lat to czas bycia
poważnym dorosłym człowiekiem. Dla wielu to czas straconych szans,
które przeleciały jak piasek przez palce na plaży.
Błędnie
wybrane studia, małżeństwo bez miłości, praca niedająca nic
poza cyferkami na koncie. Schematy ciążą, ale strach przed
wyjściem z nich skutecznie więzi w nich na długie lata.
Wcześniej
wspominałam o stomatologi nie bez przyczyny, jakiś rok temu
usłyszałam historię pewnej utalentowanej kobiety. Jej ojciec był
lekarzem, oczywiście całe dzieciństwo czuła presję, by również
iść na medycynę, nie dostała się na nią, poszła za namową
swej matki na stomatologię. Ona nie oponowała, w zawodzie spędziła
całe dorosłe życie.
Gdy przeszła na emeryturę, maż kupił jej
profesjonalny aparat fotograficzny, a gdy wzięła go do ręki, od
razu połknęła bakcyla. Tak się jej spodobało, że dziś jest
znaną artystką, ma mnóstwo klientów i kilka wystaw za sobą. W
rozmowie sama przyznała, że czuła presję rodziców, by zostać w
stomatologii, choć nie sprawiało jej to żadnej przyjemności, dziś
się boi, że presje może odczuwać jej syn, który zaczął studia
na weterynarii, bo na wymarzone się nie dostał.
Podobną historie
czytałam ostatnio w autobiografii Michelle Obamy „becoming”. Jej
rodzice całe swe życie poświecili na to, by ona, jak i jej brat
byli świetnie wykształceni i mieli super płatne i prestiżowe
prace. Niestety ani ona, ani jej brat nie potrafili w świecie
finansowym i prawniczym się odnaleźć, po kilku latach byli
nieszczęśliwi bez celu i wypaleni, jednak rodzice tak dużo dla
nich poświecili, że trwali dla nich choć nieszczęśliwi.
Gdy kilka lat temu mój świat zmienił się o 180 stopni. W tamtych czasie
czułam paraliżujący strach, wypadłam całkowicie ze schematu i nie
wdziałam jak się do niego z powrotem dostać, by znów wszytko było "poukładane i tak jak należy". Presja społeczeństwa, dostrzeganie szybko upływającego czasu - to mnie niszczyło.
Przez kilka lat próbować na nowo wszytko ułożyć by moje życie wróciło do
tzw. "normy". Można się bez problemu domyślić, że przypłaciłam to
zdrowiem. Mój żołądek, cera, całe moje ciało protestowało, wewnętrznie
byłam wrakiem człowieka.
Zmiana nie nadeszła nagle, nie wlała się we
mnie pod wpływem cudownej chwili oświeceni, to był proces, który cały
czas trwa, ale zrozumiałam, że wcale nie muszę być w tych schematach i
nagle okazało się, że jestem szczęśliwa, tu gdzie jestem. Czas przestał
gnać, zaczęłam dostrzegać kolory dnia codziennego.
Okazało się, że wcale nie chcę tego, o ludzie wokół tak
usilnie się starają, że wszytko jest ok. To, że ktoś uważa,
że powinnam to, czy tamto zmienić w moim życiu, to jego problem i jego "chcenie" nie moje.
Dziś cieszę się ze zmian, przyjmuje je na
klatę i cieszę się z nich, jak z każdej rzeczy, którą przynosi
życie i dziękuję za wszystko, co mnie spotyka.
Masz
prawo szukać, rezygnować i próbować wciąż nowych rzeczy. To nie
słomiany zapał, ale szukanie nowych wyzwań, bo skąd masz
wiedzieć, czy coś cię rajcuje, jeśli tego nie spróbowałeś.
Zawsze podobały mi się motocykle, wiesz wiatr we włosach i ta
wolność. Do czasu, gdy na nim nie usiadłam i się nie
przejechałam, no cóż, nie poczułam tego „flow”. To po prostu
nie dla mnie, nie poczułam tej wolności, tylko brak bezpieczeństwa. Cudowny wiatr we włosach?? Raczej włosy tak potargane, że przez godzinę je
rozczesywałam pomimo założonego kasku. Podsumowując dużo wiatru i hałasu,
nic co by mnie porwało, ale spróbowałam i już wiem, że to nie
dla mnie. Może kiedyś zmienienie zdanie i przejadę nim cała Europę, kto wie, to całkowicie
normalne i nie przejmuje się tym.
Szukaj, rzucaj, doświadczaj,
inspiruj się i słuchaj siebie, aż w końcu poczujesz ten flow..